Wchodząc na Wielką Sowę (1015 m n.p.m.) od południowej strony można wyczuć, że coś w trawie piszczy. Że jest to góra, która skrywa jakąś tajemnicę (czy jest w ogóle w Górach Sowich miejsce, które nie skrywa tajemnicy?). Co i rusz spomiędzy gęstwiny drzew wyglądają na nas trwałe znamiona ludzkiej bytności w postaci fragmentów ścian czy lamp ulicznych. Jednym z niestrzeżonych sekretów jest otóż fakt, że jeszcze w połowie XIX wieku leżała na zboczu Wielkiej Sowy tkacka osada i stało tam ponad czterdzieści domów. Po ustaniu chałupniczego rzemiosła osada opustoszała. Malownicze położenie Wielkiej Sowy sprowadziło jednak do niej wielu turystów. Powstało schronisko, które choć ma burzliwą historię, dumnie stoi do dziś. Swoją bryłę zachował też drewniany D.W. Zosieńka, a w pewnej części również drewniany budynek, znajdujący się tuż za nim. Przeciwnie jednak stało się z innymi domami wypoczynkowymi należącymi swego czasu do FWP, których podmurówki można zobaczyć nieopodal szlaku (jeśli coś takiego znajdziecie, to najpewniej są to resztki „Lucynki”, „Krysi” albo „Grzybka”). Na to wszystko nakłada się przepiękny las, w który wpisują się duchy przeszłości i razem z nim tworzą spójny i urzekający komplet.
Oj, dużo tam do odkrycia dla lubiących historię, dużo…