Od dłuższego czasu chodziło mi po głowie, żeby tej wyjątkowej, dolnośląskiej wsi poświęcić odrębny wpis. Nie zliczę już moich tam wizyt, a nadal znajduję coś, co wcześniej przeoczyłam. Ostatnio natknęłam się
na miejsce związane z kontrowersyjnym pisarzem Henrykiem Worcellem (nazwisko było mi znane, ponieważ w latach 80. jego imię nosiła ulica, przy której mieszkałam w Łodzi). Spodziewam się, że niejedno jeszcze mnie w tym miejscu zaskoczy. Na razie pozostanę jednak przy fotoreportażu i dodam do niego jedynie kilka słów: Trzebieszowice to jedno z najpiękniej położonych miejsc w jakich byłam, kryjące
– oprócz Zamku na Skale (z płaskorzeźbą Alfonsa Muchy na zamkowych drzwiach) – wiele zagadek oraz historii, miejsce w którym spotkałam przemiłych ludzi, zobaczyłam cudowne, przestrzenne krajobrazy i przeżyłam bardzo intensywne, letnie burze.
Zdjęcia pochodzą z różnych okresów i różnych pór roku.
Jesienna kontra
Na przekór tezie, że jesień jest bura i ponura (a może w ramach obawy przed jej słusznością) prezentuję kontrargumenty.
Przed Wami kompozycja, która od dawna chodziła mi po głowie. W rolach głównych: pięknotka Bodiniera Giralda (fiolet), pierścieniak grynszpanowy (błękit), klon palmowy (czerwień), poruszający się, niewiarygodny rulik nadrzewny (róż) i inne.












O czym szumią wielkie sowy
Wchodząc na Wielką Sowę (1015 m n.p.m.) od południowej strony można wyczuć, że coś w trawie piszczy. Że jest to góra, która skrywa jakąś tajemnicę (czy jest w ogóle w Górach Sowich miejsce, które nie skrywa tajemnicy?). Co i rusz spomiędzy gęstwiny drzew wyglądają na nas trwałe znamiona ludzkiej bytności w postaci fragmentów ścian czy lamp ulicznych. Jednym z niestrzeżonych sekretów jest otóż fakt, że jeszcze w połowie XIX wieku leżała na zboczu Wielkiej Sowy tkacka osada i stało tam ponad czterdzieści domów. Po ustaniu chałupniczego rzemiosła osada opustoszała. Malownicze położenie Wielkiej Sowy sprowadziło jednak do niej wielu turystów. Powstało schronisko, które choć ma burzliwą historię, dumnie stoi do dziś. Swoją bryłę zachował też drewniany D.W. Zosieńka, a w pewnej części również drewniany budynek, znajdujący się tuż za nim. Przeciwnie jednak stało się z innymi domami wypoczynkowymi należącymi swego czasu do FWP, których podmurówki można zobaczyć nieopodal szlaku (jeśli coś takiego znajdziecie, to najpewniej są to resztki „Lucynki”, „Krysi” albo „Grzybka”). Na to wszystko nakłada się przepiękny las, w który wpisują się duchy przeszłości i razem z nim tworzą spójny i urzekający komplet.
Oj, dużo tam do odkrycia dla lubiących historię, dużo…










Ścieżka Szuszalewo-Nowy Lipsk w Biebrzańskim Parku Narodowym
Jest 7°C i rzęsiście leje, ale jak tu nie nazwać tej pogody piękną? Oto jedna z doskonalszych odtrutek dla umęczonych ciał i zmysłów. Układ oddechowy mieszczucha zastyga tu w niedowierzaniu. Zalecam ostrożność, bo potem powrót do miasta może okazać się bolesny. Przetestowałam. Ta połyskująca platforma to fragment ścieżki edukacyjnej ,,Szuszalewo-Nowy Lipsk” na terenach Górnej Biebrzy. Wspaniała, najczystsza przyroda. Na tym dużym, podmokłym terenie można zaobserwować wiele gatunków fauny (m.in. łosie, sarny, jelenie, czajki, żurawie) i flory (mechowiska). Urozmaiceniem jest samodzielna przeprawa promowa. Szczególnie w tzw. dobrą pogodę, której, jak widać, my nie mieliśmy. Z tego względu nie przeszliśmy całej ścieżki, mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości wynik ten poprawimy.
Dlaczego warto odwiedzić to miejsce?
Dla przecudnego zapachu podmokłych łąk i lasów. Dla odgłosów ptaków (i innych zwierząt jeśli się uda). Dla widoków, których nie uświadczymy na co dzień.
Fakty
- Ścieżka mierzy około 5 km w jedną stronę
- Podczas deszczu należy uważać ponieważ pokrywa kładki robi się bardzo śliska
- Wiele przydatnych informacji znajdziecie tu: https://www.biebrza24.pl/wycieczki-piesze/sciezka-edukacyjna-szuszalewo-nowy-lipsk-z-przeprawa-promowa/




W kurpiowskiej baśni
Tego dnia nasza trasa na Podlasiu wiodła przez Nowogród. Był wyjątkowo ponury i zimny dzień. Tak ponury i tak zimny, iż założyłam już, że plenerowo nic ciekawego się nie zdarzy. Ale oto objawił się on: usytuowany na wzniesieniu ponad Narwią Skansen Kurpiowski. I zagospodarował nam resztę tego krótkiego i ciemnego dnia.
Pierwsze, najbardziej atawistyczne odczucie dotyczyło ulgi z jaką spogląda się na ten teren. Wchodzi się bowiem do świata w którym można odpocząć od tych wszystkich rzeczy, które tak bolą w naszej przestrzeni (mnie przynajmniej, choć wierzę, że wszyscy, świadomie czy nie, dostajemy tym po twarzy): banerozy, zwisających na płotach brudnych szmat, brzydkich domów w kolorze łazienki, śmieci, zaparkowanych w tetrisa aut i innych podobnych elementów krajobrazu. Jest tam za to pierwszorzędny park etnograficzny oferujący piękny spacer wśród obiektów starego budownictwa kurpiowskiego. Wędrówka przeniosła nas na chwilę do innej bajki, w której ponurość aż tak nie przeszkadzała, a nawet była ozdobnikiem – bardzo mi się ta etnograficzna sceneria dobrze komponowała z surowym, listopadowym anturażem. Urokliwość krajobrazu uzupełnia widok na meandrującą w dole Narew.
Poza sezonem można cieszyć się jedynie okrojoną wersją skansenu, bez możliwości wejścia do wnętrz obiektów, jednak nawet to co zostaje do zwiedzania, broni się znakomicie.
Myślę, że wrócimy tam latem, żeby zajrzeć do chat i spędzić w tej baśni trochę więcej czasu.





Krajobraz prawie wulkaniczny
Stary temat w aktualnych barwach. Ciemna skała górująca nad błękitnym jeziorem. Jedno z moich ulubionych miejsc na Ziemi Kłodzkiej. Nawet kiedy leje deszcz.
Kopalnia bazaltu.





Nie zanieczyszczajmy wód!
Bardzo krótka historia miłosna. Jednoodcinkowy sezon. Mimo widocznych na fotografii starań, liczebność świtezianki błyszczącej maleje. Nie ze względu na niską efektywność tych starań, lecz z powodu regulowania rzek oraz zanieczyszczenia wód przez człowieka. Nie zanieczyszczajmy wód!

Wieś Lasówka i stara huta szkła
Od rana penetruję w napięciu pawlacze w poszukiwaniu zimowych ubrań, ponieważ ujrzałam za oknem śnieg i mgłę. Ale w końcu zelżał nieco wiatr i obnażył prawdę, że to jednak pył z placu budowy, który to szczęśliwie mam pod oknami, unosił się w intensywnie gęstej konsystencji. Tak czy inaczej nastrój zimowy się rozgościł i przeniósł mnie do miejsca, które przywitało mnie na pierwszym spotkaniu właśnie mgłą i śniegiem. Oto wieś położona w oddaleniu od natarczywych uciążliwości miejskich (jak na przykład deweloper), ale za to blisko od czeskiej granicy. Lasówka, województwo dolnośląskie. Dawniej działały tam największa ponoć w Sudetach huta oraz szlifiernia szkła. Przeczytałam gdzieś, żeby w miejscu dawnej huty trochę pogrzebać w ziemi – i rzeczywiście – można znaleźć jeszcze kawałki sztucznych kryształów. Żadnego nie zabrałam, uznałam, że może jeszcze ktoś się ucieszy, gdy je tam zobaczy. A gdy czołganie po ziemi się znudzi, można wstać i rozejrzeć dookoła, ponieważ same widoki, uważam, też są warte złożenia Lasówce wizyty.



Lasy Masywu Śnieżnika
Miesiące cieszące się najsłabszą prasą pod względem nastroju i oświetlenia, czyli listopad i grudzień, w górach oferują kadry z pogranicza baśni czy snu. Nie inaczej jest właśnie tu, czyli w Masywnie Śnieżnika. Warunki pogodowe zmieniają się dość dynamicznie i wraz z przemieszczaniem się w wyższe partie, można zaobserwować kilka pór roku.
Zdjęcia przedstawiają rejony Polany Puchaczówka, Czarnej Góry czy Międzygórza.




Wdech-wydech
Od kilku godzin próbuję wstrzymywać oddech, przybrałam już barwę zielonkawą, tu i ówdzie opalizującą na fioletowo. Ale dyszę jeszcze. Lata chodzenia na pływalnie nie poszły w las. Ja za to musiałam dziś pójść, żeby nabrać trochę tlenu na zapas, bo na to, że sytuacja się zmieni nie liczę. Nosimy te maski pandemiczne w pomieszczeniach, ale dlaczego nie ma jeszcze nakazu noszenia antysmogowych to nie rozumiem zupełnie. To co wisi w tej chwili nad Łodzią to jest jakiś fatalny syf. Składam stokrotne antypodziękowania dla jednostek odpowiedzialnych. A nasze życie jest takie ważne ponoć.
Zdjęcie zostało wykonane w Ldzaniu, w województwie łódzkim.
Kot jako dobro publiczne?
Miniony rok nie sprzyjał poznawaniu ludzi. Nie wpłynął za to na możliwości zawierania znajomości z innymi gatunkami. Oto kilka kocich postaci, które można spotkać w różnych miejscach Polski i które z dużym prawdopodobieństwem będą w tym samym miejscu jeśli wrócimy za czas jakiś. Pełnią rolę gospodarzy, stróżów, a nieraz wizytówki dobytku. Nadal pozostając przy tym miękkim i puchatym kotkiem, którego prawie każdy chce pogłaskać. Niektóre z nich odwiedzam systematycznie, co pewnie niektórzy z Was już zauważyli. Przedstawiam bohaterów, czyli koty znane i mniej znane:
Kot z Wielkiej Sowy (Dolnośląskie)
Alvin i Tuptuś z Międzygórza (Dolnośląskie)
Kot z Tykocina (Podlaskie)
Kot z Iglicznej (Dolnośląskie)
Kot z Antonina (Wielkopolskie)
Kot z Bolesławowa (Dolnośląskie).







Rezerwat przyrody Beka
Przyrodniczy eden w delcie rzeki Redy – Rezerwat Przyrody Beka. Położony w okolicach nieistniejącej już osady o tej samej nazwie. Ta z kolei, ze względu na nieszczęśliwą historię, dorobiła się już nazwy obiegowej – Kaszubska Atlantyda. Ostatecznego procesu zniszczenia śladów działalności człowieka dokonała tu przyroda. Kto gotów chodzić po wyznaczonych ścieżkach, nie śmiecić i nie przeszkadzać ptakom w okresie lęgowym, niech sam się przekona jak tu jest kojąco.
Dlaczego warto odwiedzić to miejsce?
Dla powietrza i zapachów. Dla ptaków. Dla styku morza z lądem, który wyglądem odbiega od tego w popularnych miejscowościach nadmorskich. Dla rozległych, przepięknych widoków.
Wskazówki
Na terenie rezerwatu można poruszać się tylko po wyznaczonych ścieżkach.
Część obszaru jest wyłączona ze zwiedzania między 1 marca a 31 lipca ze względu na okres lęgowy.
Warto wdrapać się na wieżę widokową stojącą w północnej części rezerwatu.
Wiele przydatnych informacji znajduje się tu: http://rezerwat.otop.org.pl/#coijakchronimy

